niedziela, 17 sierpnia 2014

Pafawag Wrocław - zapomniana historia wrocławskiego klubu

U mnie wakacyjnie, ale to właśnie wtedy, kiedy człowiek ma więcej czasu wolnego, w głowie tworzą się różne pomysły. U mnie idea pojawiła się dawno, teraz znalazł się czas na przelanie swoich myśli na papier, to znaczy na ekran monitora. 

Do PRL-u mam stosunek ambiwalentny. Z jednej strony czasy komuny to czerwony terror i fałszowanie prawdziwej historii, bezpieka, deptanie godności robotnika i wieczne kolejki. Z drugiej strony siła militarna i siła sportowa. Warto podkreślić, że prawie każdy zakład pracy czy fabryka (a we Wrocławiu było ich sporo) posiadała własny klub sportowy. Klub, który miał kilka sekcji - pływacką, lekkoatletyczną, piłkarską, strzelecką. Rzeczywiście organizacja sportu była na bardzo wysokim poziomie, o którym teraz można było pomarzyć. Jednym z takich zakładów był PaFaWag - duma Wrocławia i Dolnego Śląska. Fabryka produkująca lokomotywy, wagony oraz całe wyposażenie kolejowe miała prężnie grającą drużynę piłkarską mężczyzn i kobiet. Panie to nawet zdobywały tytuły mistrzowskie - mistrzostwo Polski w r. 1982 i 1983 oraz puchar Polski w r. 1986 i 1988. Mój znajomy Zdzisław ma nawet na taśmach materiał filmowy. Kiedyś go poproszę o pożyczenie filmu. Ale o tym kiedy indziej.

Słów kilka na temat Pafawagu prosto z Wikipedii: Pafawag Wrocław – nieistniejący polski klub piłkarski z siedzibą we Wrocławiu, na Grabiszynku założony został w 1945 roku. Występował przez pewien okres pod nazwą Stal Wrocław. Pafawag jako pierwszy klub z Wrocławia zadebiutował na szczeblu centralnym w 1949 roku. W II lidze, grupie południowej zajął 9 miejsce i wraz z Błękitnymi Kielce został zdegradowany. Już po roku w sezonie 1951 Pafawag Wrocław ponownie występuje w II lidze zajmując 5 miejsce w grupie I. W 1953 występuje w grupie C II ligi i zajmuje 9 przedostatnie miejsce, które zapewniało mu utrzymanie. Nowa reorganizacja II ligi przeprowadzona w 1953 roku, wskutek czego rozwiązano cztery grupy II ligowe po 10 drużyn i powołano jedną grupę 14 drużynową. Pafawag wraz z 25 pozostałymi drużynami spadł do nowo powstałej ligi międzywojewódzkiej(ówczesna III liga).

W latach 1978-1988 Pafawag występował w III lidze. Najwyższą pozycję osiągnął w sezonie 1982/83, kiedy to znalazł się tuż za podium.

Znani zawodnicy, którzy grali w tym klubie to Ryszard Sobiesiak(!), Tomasz Moskal, czy obecny trener Śląska Wrocław - Tadeusz Pawłowski.

Niestety zmiany ustrojowe, jakie zaszły w Polsce po 1989 roku, doprowadziły do powolnego upadku zespołu. Klub Sportowy Pafawag Wrocław został zlikwidowany w 1997 roku. W latach 1992-1997 występował pod nazwą sponsora - Panda Wrocław. Ostatni mecz ligowy (w klasie okręgowej) na boisku Pafawagu rozegrano w czerwcu 1997 roku. 

Fot. dolny-slask.org.pl/969402,foto.html?idEntity=510022
Stadion u skrzyżowania dzisiejszej alei Józefa Hallera z torami kolejowymi powstał jeszcze na długo przed I wojną światową. Po 1945 roku obiekt należał do drużyny Pafawag Wrocław (później Panda). Niedługo po II wojnie światowej przez krótki okres czasu na stadionie występowali również piłkarze Śląska Wrocław. W 2010 roku stadion zlikwidowano w związku z budową na jego terenie osiedla Ogrody Hallera. Ciekawostką stadionu był obelisk z napisem "Sportowcom poległym w walce o wolną i demokratyczną Polskę. Rob. Klub Sportowy Pafawag. Wrocław 21 IX 1947 r.", który obecnie stoi na terenie rekreacyjnym za nowym osiedlem.Na byłym stadionie i boisku Pafawagu znajduje się osiedle mieszkaniowe firmy Archicom (Ogrody Hallera), które zaczęto budować w 2009 roku. Stadion mieścił około 1000 widzów.

Obecnie funkcjonuje nieoficjalny profil klubu na platformie piłkarskiej "Hattrick". Wystarczy kliknąć TUTAJ aby śledzić zmagania wirtualnych piłkarzy.

Dlaczego zainteresowałem się właśnie tym klubem? Dlatego, że tak łatwo przekreślono ponad 50-letnią historię. Moim wielkim marzeniem jest reaktywacja tego klubu. Wiem, że w Szczecinie jakiemuś zapaleńcowi udało się dokonać podobnej sprawy. Gdyby jeszcze we Wrocławiu zebrać kilka osób z "możliwościami" i dobrą organizacją - wiem, że ten pomysł by wypalił. 

czwartek, 24 lipca 2014

Zabytkowa linia kolejowa Świdnica - Wałbrzych będzie rewitalizowana

http://stalker.republika.pl/SwidnicaJedlina2009
"Samorządowcom udało się powstrzymać plany PKP PLK dotyczące złomowania tej historycznej linii kolejowej. Teraz wraz z zarządem województwa dolnośląskiego podejmują starania, by ją zrewitalizować." - te słowa brzmią prawie nierealnie, ale jest to prawdą! Jak bardzo się cieszę, że w końcu ktoś poszedł po rozum do głowy. Czekamy jeszcze na renowację linii kolejowej Wrocław - Sobótka i przywrócenie ruchu pasażerskiego na tej trasie.

Nasze stanowisko w sprawie linii kolejowej Świdnica – Jedlina jest jasne od wielu lat. Tę trasę trzeba zrewitalizować, a nie likwidować. Koszty rewitalizacji podawane jakiś czas temu były horrendalne. Muszą zostać zweryfikowane i policzone tak, by linia ruszyła – uważa Wojciech Murdzek, prezydent Świdnicy. Po uzyskaniu informacji o planach PKP zaalarmowane zostały sąsiednie samorządy i przedstawiciele władz województwa.

Nasza interwencja okazała się skuteczna. PKP podjęła decyzję o wstrzymaniu przetargu, sprawa jest nieaktualna. Teraz koncentrujemy się na działaniach zmierzających do przywrócenia tego połączenia. Rewitalizacja linii kolejowej nr 285 na odcinku Świdnica–Jugowice–Jedlina Zdrój–Wałbrzych jako realizacja koncepcji wałbrzyskich kolei aglomeracyjnych, jest zapisana w budżecie ZIT Aglomeracji Wałbrzyskiej – mówi Roman Szełemej, prezydent Wałbrzycha.

Podczas środowego (23 lipca) spotkania samorządowców w Jedlinie Członek Zarządu Województwa Dolnośląskiego Jerzy Tutaj przekazał, że zarząd podjął negocjacje dotyczące przejęcia tej linii od PKP PLK. – Posiadamy fundusze europejskie na transport kolejowy. Planujemy zmodernizować tę linię i mamy już na ten cel zarezerwowane środki – wyjaśniał wicemarszałek Tutaj.

Wałbrzyska kolej aglomeracyjna to jeden z najważniejszych priorytetów aglomeracji. Prezydent Świdnicy Wojciech Murdzek dodaje, że linia kolejowa ze Świdnicy do Jedliny jest niezwykle malownicza i dzięki jej rewitalizacji aglomeracja zyska atrakcyjny szlak turystyczny. 

Za: radiorodzina.pl

Tutaj można pooglądać sobie galerię zdjęć tej linii: GALERIA

wtorek, 15 lipca 2014

Komornik na Dworcu Świebodzkim. Nareszcie coś się ruszyło

Fot. wroclaw.pl
Cały czas napływają dobre wieści z Wrocławia. Z uporem maniaka, tak jak zapowiadałem kilkanaście miesięcy temu, będę informował Was o tym co dzieje się właśnie w tym rejonie miasta. Na sercu leży mi bardzo "świetność" tego miejsca, dlatego cieszę się niezmiernie, że na Dworcu Świebodzkim pojawił się komornik. Nie chcę i nie będę oceniał  całego sporu pomiędzy starym właścicielem tego miejsca a PKP S.A. Tą kwestią zajmie się sąd. Ale komornik pojawił się z prawdziwym "rozmachem". Aż chce się zacytować Siarę: "Mają rozmach sk....ny".

Od niedzieli 20 lipca targowiskiem na Dworcu Świebodzkim we Wrocławiu będą zarządzać Polskie Koleje Państwowe. Dziś, czyli 15 lipca, rozpoczęła się procedura egzekucji komorniczej, gdyż obecny zarządca targowiska pomimo zakończenia umów w 2006 roku odmawiał wydania bezprawnie zajmowanych nieruchomości. Na terenie dworca pojawiły się buldożery, koparki, wywrotki, przyczepy - no jednym słowem działo się. I teraz niespodzianka. Tak wygląda pusty plac bez zbędnych bud - można? Można!

Fot. wroclaw.pl

Po przejęciu terenu przez kolej, dla handlowców i kupców, którzy funkcjonują na targowisku przy dworcu zmieni się niewiele. A dla ludzi, którzy wierzą w to, że powrócą tu pociągi, to pierwszy krok do osiągnięcia sukcesu.

Do połowy kwietnia potencjalni inwestorzy mieli możliwość pobierania memorandum informacyjnego. Na jego podstawie stworzą oferty podlegające ocenie. Do końca roku PKP S.A. planuje wyłonić podmiot, bądź podmioty, z którymi zostaną przeprowadzone dalsze negocjacje oraz zostanie zrealizowany projekt.

Głównym założeniem Projektu jest rewitalizacja dworca Wrocław Świebodzki wraz z otaczającym go terenem przy współpracy z prywatnym inwestorem. PKP S.A. zależy żeby tereny wokół dworca Świebodzkiego zyskały całkowicie nową jakość, z uwzględnieniem olbrzymiego potencjału historycznego budynku dworca Wrocław Świebodzki.






poniedziałek, 14 lipca 2014

Drezyny i jeszcze raz drezyny, czyli kolejowy szał w Jugowicach

Drezynowe szaleństwo jako alternatywa dla "pary" w Jaworzynie Śląskiej. Miesiąc lipiec obfituje w wiele wydarzeń dotyczących kolei. A to bardzo cieszy. Tym razem chciałbym zaprosić Was do udziału w "drezynowaniu". 

Wklejam poniżej treść zaproszenia, jakie "wyszperałem" w internecie:

Już 19 i 20 lipca – wielkie drezynowe święto w Jugowicach! Zapraszamy na XII Mistrzostwa Polski w Drezynowaniu – Push-Pull Party 2014. Jeśli macie ochotę zaznać sportowej rywalizacji, powalczyć o zwycięstwo lub po prostu przejechać się drezyną – w Jugowicach bez problemu połączycie przyjemne z pożytecznym.
 
Zawody rozegrane zostaną na nieczynnej już stacji kolejowej w Jugowicach koło Walimia, na torach jednej z najpiękniejszych linii kolejowych w Polsce. W trakcie imprezy rozgrywana będzie rywalizacja w drużynowej jeździe drezyną ręczną na czas, ale nie zabraknie też bardziej rekreacyjnych atrakcji. Poza zawodami, będzie można przejechać się drezynami spalinowymi lub innymi rodzajami drezyn, napędzanych siłą ludzkich mięśni. Torów wystarczy dla każdego. Drezyny spalinowe, będą kursować po około 2-kilometrowym odcinku linii bystrzyckiej nr 285 – poza stacją.
 
Sobota – 19 lipca to dzień zawodów. Wszyscy chętni będą mogli spróbować przekroczyć granice swoich możliwości w jeździe „kiwajką” na czas. Zwyciężą najlepsi. Dla zwycięzców każdej z kategorii przewidziano nagrody. Ponadto równolegle będą odbywać się jazdy rekreacyjne. Z kolei niedziela – 20 lipca to dzień jazd rekreacyjnych. Będzie można przejechać się składami spalinowymi i tymi napędzanymi ręcznie lub nożnie.

Zapraszamy!
Organizatorem imprezy jest Sowiogórskie Bractwo Kolejowe, a atrakcje dodatkowe i muzyczne zapewnia Gmina Walim.


info: naszesudety.pl

czwartek, 10 lipca 2014

Eric Clapton wydaje nową płytę dla JJ Cale

29 lipca ukaże się płyta Eric Clapton & Friends: The Breeze, An Appreciation of JJ Cale,Wyjątkowe wydawnictwo dla uhonorowania pamięci JJ Cale’a. 

Eric Clapton wielokrotnie deklarował, że JJ Cale to dla niego najważniejsza postać w muzyce rockowej, otwarcie przyznając się do wielkiego wpływu Cale’a na swoją działalność artystyczną. Twórczość Cale’a zawsze wymykała się wszelkim klasyfikacjom, stając się prawdziwą hybrydą folku, rocka, bluesa i country. Clapton kilkukrotnie na przestrzeni lat nagrywał swoje wersje utworów Cale’a – m.in. „After Midnight” i „Cocaine”. 

Do współpracy obu muzyków doszło wreszcie w 2006r. podczas nagrywania albumu „Road to Escondido”. Po śmierci Cale’a Clapton zaprosił przyjaciół do stworzenia projektu Eric Clapton & Friends: The Breeze, An Appreciation of JJ Cale, dla uczczenia dokonań wybitnego muzyka. Tytuł płyty został zaczerpnięty do wydanego w 1972r. singla “Call Me The Breeze”, a hołd zmarłemu muzykowi postanowili złożyć obok Claptona tacy artyści jak Mark Knopfler, John Mayer, Willie Nelson, Tom Petty, Derek Trucks i Don White. Album zawiera 16 utworów z repertuaru JJ Cale’a.

Lista utworów:
  1. Call Me The Breeze (Vocals Eric Clapton)
  2. Rock And Roll Records (Vocals Eric Clapton & Tom Petty)
  3. Someday (Vocals Mark Knopfler)
  4. Lies (Vocals John Mayer & Eric Clapton)
  5. Sensitive Kind (Vocals Don White)
  6. Cajun Moon (Vocals Eric Clapton)
  7. Magnolia (Vocals John Mayer)
  8. I Got The Same Old Blues (Vocals Tom Petty & Eric Clapton)
  9. Songbird (Vocals Willie Nelson & Eric Clapton)
  10. Since You Said Goodbye (Vocals Eric Clapton)
  11. I’ll Be There (If You Ever Want Me) (Vocals Don White & Eric Clapton)
  12. The Old Man And Me (Vocals Tom Petty)
  13. Train To Nowhere (Vocals Mark Knopfler, Don White & Eric Clapton)
  14. Starbound (Vocals Willie Nelson)
  15. Don’t Wait (Vocals Eric Clapton & John Mayer)
  16. Crying Eyes (Vocals Eric Clapton & Christine Lakeland)

poniedziałek, 7 lipca 2014

Lokomotywa parowa wraca do Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa w Jaworzynie Śląskiej

19 lipca 2014 roku odbędzie uroczysta prezentacja lokomotywy po zakończonym remoncie w trakcie pikniku kolejowego „Para Buch!” organizowanego przez Muzeum. W trakcie pikniku planowana jest również wystawa „Kolej dawniej i dziś” w trakcie której zaprezentowane zostaną wybrane zabytkowe i współczesne lokomotywy PKP. 19 i 20 lipca odbywać się będą przejazdy składem retro, prowadzonym przez lokomotywę TKt48-18 po tzw. Trasie Parowozowej Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa.

Trasa Parowozowa to projekt pozwalający na pełniejszą i atrakcyjniejszą prezentację zbiorów Muzem. Wiosną 2014 roku dzięki remontom zabytkowych obiektów kolejowej infrastruktury technicznej, została uruchomiona kolejowa trasa wiodąca po najważniejszych częściach Muzeum. Prowadzony przez parowóz skład, przejeżdżając po terenie bocznicy, prezentuje ważne dla historii kolejnictwa obiekty – m.in. zabytkową obrotnicę kolejową, dźwig bramowy, zapadnię kolejową czy żuraw wodny.

Lokomotywa TKt48-18
Parowóz pochodzi z tzw. pierwszej serii, tzn. został wyprodukowany w 1951 roku w Zakładach Metalowych Im. Józefa Stalina w Poznaniu. Posiada numer fabryczny producenta 1544. Na lokomotywie zamontowany jest pochodzący z 1955 roku kocioł parowy z Zakładów Urządzeń Kotlarsko – Mechanicznych w Sosnowcu (numer seryjny 14405).
TKt48-18 rozpoczęła służbę w lokomotywowni Warszawa Wschodnia. W następnych latach w prowadziła pociągi dla lokomotywowni Tłuszcz i Nasielsk. Po ujawnieniu bardzo dobrych właściwości jezdnych w terenie górskim, w październiku 1964 roku trafia na Dolny Śląsk, do lokomotywowni w Jeleniej Górze. W 1984 trafia do Oleśnicy, w dwa lata później do Kłodzka. Tamtejsza parowozownia jest ostatnią w jakiej parowóz ten obsługuje planowy ruch pociągów. W 1995 roku lokomotywa zostaje do Skansenu Lokomotyw Parowych w Jaworznie Śląskiej gdzie po wyłączeniu z eksploatacji, popada w ruinę. W 2006 roku poddany zostaje naprawie głównej i powraca na kolejowe szlaki Dolnego Śląska. W 2009 roku poważny defekt (wytopienie tzw. panewki) spowodowało konieczność przeprowadzenia kolejnej, kosztownej naprawy. Dzięki współpracy Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa na Śląsku oraz angielskiej formy The Wolsztyn Experience w 2010 roku TKt48-18 wraca do Jaworzyny Śląskiej.

Lokomotywa wykorzystywana jest do organizacji okolicznościowych przejazdów retro oraz realizacji produkcji filmowych, m.in. filmu „Afonia i Pszczoły” J.J. Kolskiego z 2006 roku oraz „Letniego Przesilenia” M. Rogalskiego z 2013 roku. 23 września 2013 roku rozpoczęła się naprawa główna jaworzyńskiego parowozu, polegająca m.in. na wymianie zasadniczych części kotła parowozowego oraz remontowi podwozia lokomotywy. Część prac została zrealizowana ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP.

Lokomotywy serii TKt48. Rys historyczny
Powstanie lokomotywy parowej serii TKt48 związane jest bezpośrednio z sytuacją geopolityczną w jakiej znalazła się Polska po 1945 roku. W wyniku prowadzonych na terenie kraju działań wojennych, część taboru kolejowego została zniszczona, poważnie uszkodzona lub uległa rozproszeniu na wskutek działań okupantów. Zniszczeniu uległo również zaplecze warsztatowe i maszynowe PKP. W pierwszych powojennych latach, dzięki pomocy międzynarodowej, do służby trafiały lokomotywy m.in. z Wielkiej Brytanii i USA a dzięki przyznanym Polsce reparacją, także lokomotywy niemieckie i austriackie. Do najważniejszych zadań przed jakimi stanęło PKP w drugiej połowie lat 40-tych XX wieku, oprócz odbudowy infrastruktury kolejowej była również standaryzacja taboru kolejowego.

W służbie PKP znajdowało się wiele serii tzw. parowozów beztendrowych (tzn. pozbawionych tendra, tj. specjalnej konstrukcji wagonu do przewozu wody i węgla, znajdującego się za lokomotywą), m.in. niemieckie TKi3, OKi3 oraz OKl27. Realizując politykę standaryzacji, władze zleciły zaprojektowanie nowego, rodzimego parowozu beztendrowego. Zadania podjęło się Centralne Biuro Konstrukcyjne Taboru Kolejowego w Poznaniu. Przed konstruktorami postawiono zadanie zaprojektowania lokomotywy do obsługi podmiejskich składów osobowych oraz lekkich składów towarowych na niewielkich dystansach. Produkcja serii TKt48 ruszyła w 1950 roku w Zakładach Metalowych Im. Józefa Stalina w Poznaniu (dawniej HCP). Do 1952 roku powstało tam 98 egzemplarzy ( w tym 6 dla kolei albańskich). Następnie produkcję kontynuowano w Fabryce Lokomotyw Im. Feliksa Dzierżyńskiego w Chrzanowie (dawniej Pierwsza Fabryka Lokomotyw). Do zakończenia produkcji w 1957 roku tamtejsze zakłady wyprodukowały 100 sztuk tych pojazdów.

inf.pras./gk

piątek, 4 lipca 2014

Brave Festival 2014 - na początek "Światło Azji"

Nieme kino i muzyka na żywo. Przebój filmowy z lat 20. ubiegłego wieku z towarzyszeniem zespołu z Radżastanu. Już dziś rusza 10. edycja Brave Festival! Inauguracyjna projekcja filmowa o 19:30 w Dolnośląskim Centrum Filmowym.

Tegoroczny Przegląd Filmowy Brave Festiwal otwiera ,,Światło Azji" - niemy film nakręcony przez Franza Ostena i Himanshu Raia w 1925 roku. Produkcja jest adaptacją książki Edwina Arnolda o tym samym tytule. Opowiada o życiu Buddy. Film w swoim czasie okazał się wielkim kinowym przebojem w Niemczech oraz Indiach. Do dziś pozostaje niezwykłym przykładem udanej współpracy twórców z odmiennych kręgów kulturowych. 

- W przypadku ,,Światła Azji" aktorzy pochodzili z Indii, ekipa filmowa  z Niemiec. Sam film został zrealizowany z wielkim rozmachem - widowisko powstało przy wsparciu maharadży Dźajpuru - mówi Marek Mieleszko, manager programowy Przeglądu Filmowego Brave Festival.
Seansowi będzie towarzyszyła muzyka grana na żywo przez indyjski zespół Divana Ensemble. Grupa zrzesza najbardziej utalentowanych muzyków z Radżastanu. - Muzyka zespołu to niezwykłe połączenie zapadających w pamięć melodii, przejmujących głosów i innowacyjnej rytmiki, którymi charakteryzuje się tradycyjna muzyka z tamtego regionu. To warto usłyszeć! - dodaje Marek Mieleszko.

W tym roku po raz pierwszy Przegląd Filmowy Brave Festival poprzedza część poświęconą spektaklom. W ciągu najbliższych 7 dni widzowie będą mieli okazję obejrzeć 28 filmów w ramach trzech cykli tematycznych - Brave Focus, Brave Contexts oraz Brave People Doc. Film o młodości Buddy zapoczątkuje pierwszy z nich, który skupi się na Indiach, mieszkańcach tego kraju i ich niezwykłej kulturze. Wszystkie projekcje odbywają się w Dolnośląskim Centrum Filmowym.

11 lipca rusza część festiwalu poświęcona spektaklom i obrzędom. Zobaczymy artystów, spośród których wielu nigdy wcześniej nie występowało w Polsce, a nawet w Europie. Zaprezentują się takie indyjskie tradycje, jak Mudijettu czy Sarpam Thullal - ta ostatnia wykonywana ku czci bóstw węży ma zapewnić pomyślność jej uczestnikom. Spektakularny rytuał razem z przygotowaniami otwartymi dla publiczności potrwa ponad 5 godzin. We Wrocławiu wystąpi też Rama Vaidyanathan - mistrzyni klasycznego tańca hinduskiego, z kolei obrzędowe pieśni Indii wykona Rupinder. Nie zabraknie postaci kontrowersyjnych - wystąpi wybitny choreograf Koffi Kôkô, który jednocześnie jest kapłanem Voodoo. Wśród artystów współczesnych, dla których ciało jest najważniejszym środkiem wyrazu, znajdzie się także Melanie Lomoff, tancerka baletu klasycznego uhonorowana Grand Prix na Paris International Dance Competition oraz Ziya Azazi, turecki artysta wykonujący wirujący taniec derwiszy we własnej interpretacji. To jego występ rozpocznie performatywną część Brave Festival.  

Kino plenerowe powraca na Wyspę Słodową. Pierwszy seans już 4 lipca!

Od początku lipca na Wyspę Słodową powraca cieszące się dużą popularnością w zeszłym roku kino plenerowe. Seanse pod chmurką odbywać się będą w wybrane piątki i soboty lipca i sierpnia. Wstęp wolny.

W tym roku w ramach kina plenerowego podjęliśmy współpracę z Kinem Nowe Horyzonty, stąd w repertuarze – oprócz filmów fabularnych i niewątpliwych hitów wielkiego ekranu – znalazły się także dokumenty i mniej znane propozycje. Na gości będą czekały wygodne leżaki.

Zaczynamy 4 lipca ok. godz. 20.30 projekcją „Amelii” z niezapomnianą Audrey Tautou w roli głównej. Będzie to okazja do poczucia niesamowitej atmosfery Paryża i Montmartre’u. Kolejny dzień to seans „Nietykalnych” – francuskiej komedii o sparaliżowanym arystokracie i jego opiekunie z kryminalną przeszłością.

Drugi weekend lipca będzie zdecydowanie muzyczny. W piątek pokażemy „Miłość” – dokument Filipa Dzierżawskiego o Miłości – zespole Tymona Tymańskiego, Mikołaja Trzaski i Leszka Możdżera. Warto zobaczyć, jak zaczynali dzisiaj dobrze znani z solowych projektów muzycy. Natomiast w sobotę będzie można poznać historię amerykańskiego muzyka, Sixto Rodrigueza, autora hitu „Sugar Man”. Dokument z 2013 r. zdobył sporo wyróżnień i uznanie krytyki.

Kolejny weekend rozpoczniemy od pokazu „Viramundo” – historii brazylijskiego muzyka, Gilberto Gila, z sukcesem łączącego tradycyjne brazylijskie rytmy m.in. z muzyką anglosaską. Zaś w sobotę, 19 lipca, w kinie plenerowym zagoszczą naprawdę wielkie gwiazdy – Heath Ledger, Johnny Depp, Jude Law i Colin Farrell pojawią się w „Parnassusie” (co najciekawsze, wszyscy oni wcielą się w tę samą postać). Film Terry’ego Gilliama, znanego z Latającego Cyrku Monthy Pythona, to z pewnością nie lada gratka nie tylko dla miłośników brytyjskiego humoru.

W ostatni weekend lipca w związku z festiwalem T-Mobile Nowe Horyzonty projekcje kina plenerowego na Wyspie Słodowej nie odbędą się. W tym terminie zapraszamy na seanse plenerowe na wrocławskim Rynku.

Repertuar lipcowego kina plenerowego na Wyspie Słodowej:

4 lipca, godz. 20.30 – „Amelia”
5 lipca, godz. 20.30 – „Nietykalni”
11 lipca, godz. 20.30 – „Miłość”
12 lipca, godz. 20.30 – „Sugar Man”
18 lipca, godz. 20.30 – „Viramundo”
19 lipca, godz. 20.30 – „Parnassus”

Podczas seansów kina plenerowego obowiązuje zakaz picia alkoholu i palenia papierosów.

środa, 7 maja 2014

Czy Mieczysław Wilczek popełnił samobójstwo?

Ale numer! Tego nie wymyśliłby nawet najlepszy fachowiec od PR. Wczoraj opublikowałem wpis o ostatnim ministrze gospodarki w PRL. Było to na kanwie informacji o jego śmierci. Dziś portal niezalezna.pl podaje informacje jakoby Mieczysław Wilczek popełnił samobójstwo. Dziś także dowiadujemy się, że Wilczka znaleziono pod jego blokiem. Cytując Niezależną: Warszawska prokuratura sprawdza, czy Mieczysław Wilczek, ostatni PRL-owski minister przemysłu, popełnił samobójstwo. Prawdopodobnie wyskoczył z okna mieszkania. Brana jest również hipoteza o wypchnięciu mężczyzny.

I dalej: Wilczek miał 82 lata. Zmarł 30 kwietnia. Jego ciało znaleziono przed blokiem na Saskiej Kępie. Wówczas nie podano przyczyny śmierci.

Dzisiaj portal wpolityce.pl podał, że śledztwo prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. - Sprawa jest prowadzona w kierunku samobójczej śmierci - powiedział portalowi wpolityce.pl rzeczniczka prokuratury Renata Mazur, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga

Mieczysław Wilczek, był ministrem przemysłu w latach 1988-1989. Był autorem słynnej  ustawy o działalności gospodarczej z ‘88r..


Ciężko komentować czyjąś śmierć, ale musiałem o tym napisać z czysto kronikarskiego obowiązku. O Mieczysławie Wilczku przeczytacie więcej TUTAJ.

wtorek, 6 maja 2014

Mieczysław Wilczek - "Znane i nieznane oblicza władzy PRL". Część 1

Fot. www.trojmiasto.koliber.org
Czas PRL, który trwał nieprzerwanie przez 44 lata, był okresem dosyć trudnym dla Polaków. W zasadzie istniał jako przedłużenie okupacji sowieckiej i taki zapewne zostanie zapamiętany przez ludzi żyjących w tamtych czasach. Dodam skromnie, że sam w PRL przez kilka lat żyłem. Czytelnik mi wybaczy, ale nie będę się podejmował próby podsumowania tego systemu politycznego, "gdyż albowiem" zrobiono to już setki i tysiące razy. Ostatnio zadawałem sobie pytanie, czy socjalizm albo komunizm może wydać z siebie w miarę porządnego człowieka? Odpowiedzi szukałem dosyć długo, ponieważ człowiek PRL-u kojarzy się często z określeniem "homo sovieticus". Oczywiście nie można uogólniać, i nie każdy do tej kategorii się zaliczał, wręcz przeciwnie mamy wybitne osobistości czasów komunizmu (św. Jan Paweł II, ks. Popiełuszko, Anna Walentynowicz i wielu wielu innych). Ale gdy popatrzymy na ówczesną "wierchuszkę", możemy ze świecą szukać bystrych"polityków". Okazuje się, że były właśnie takie wyjątki.

Pewne postacie z partyjnej "góry" zainspirowały mnie do rozpoczęcia cyklu "Znane i nieznane oblicza władzy PRL". Dziś zaprezentuję drogim Czytelnikom część pierwszą. Daleki jestem od wychwalania zbrodniczego reżimu jaki prawie przez 45 lat panował w Polsce. Są jednak ludzie, którzy działali i funkcjonowali dla dobra ogółu, społeczeństwa itp. Czasem sami zainteresowani nie wiedzieli o tym, że ich decyzji odbiją się pozytywnie w kolejnych kilkudziesięciu latach.

W części pierwszej cyklu "Znane i nieznane oblicza władzy PRL" chciałbym zainteresować Czytelników postacią Mieczysława Wilczka, ministra przemysłu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej w latach 1988-1989. Był to człowiek, który dał Polakom najlepszą z możliwych, najbardziej liberalnych i najkrótszych ustaw!

Fot. www.forbes.pl
Najpierw trochę historii zaczerpniętej, a jakże, z Wikipedii. Mieczysław Wilczek, oprócz stołka ministerialnego, był także przedsiębiorcą, chemikiem, prawnikiem, innowatorem i autorem wielu patentów z dziedziny chemii. Urodził się 25 stycznia 1932 w Sandomierzu, zmarł dosyć niedawno - 30 kwietnia 2014 w Warszawie. Na marginesie dodam tylko, że o jego śmierci dowiedziałem się z radia RMF jadąc na majówkę.

Młodość spędził w Bielsku-Białej. W czasie II wojny światowej pracował jako parobek na niemieckiej farmie krów. Z uwagi na brak dostępu do edukacji powszechnej w latach 1939-1945 samodzielnie nauczył się czytać i pisać. Po 1945 roku ukończył w ciągu jednego roku szkołę podstawową. Następnie kształcił się w gimnazjum i w technikum chemicznym. Studiował chemię na Politechnice Śląskiej w Gliwicach, ekonomię w Wyższym Studium Ekonomiki Przemysłu i prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz na Uniwersytecie Warszawskim.

Mieczysław Wilczek podczas studiów politechnicznych jako wyróżniający się student otrzymał na II roku asystenturę i został, mimo braku zakończenia studiów, pracownikiem naukowym uczelni. Specjalizował się w chemii organicznej: syntetykach zapachowych, kremach i proszkach do prania. W 1952 roku wstąpił do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

W 1956 roku, po ukończeniu studiów z dziedziny chemii porzucił dalszą karierę naukową. Został dyrektorem fabryki kosmetyków Viola w Gliwicach. W 1958 roku wyjechał na półroczne stypendium zagraniczne do Wielkiej Brytanii. Po powrocie do Polski został skierowany na stanowisko dyrektora technicznego zakładów Pollena w Warszawie. Ukończył w tym czasie studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim ze specjalizacją w zakresie prawa międzynarodowego.

W latach 1965-1969 pełnił funkcję dyrektora Zjednoczenia Przemysłu Chemicznego. Dał się poznać jako zdolny organizator i racjonalizator w państwowym przemyśle chemicznym. Znając kilka języków obcych zaczął podróżować służbowo po Europie Zachodniej i nawiązywać kontakty z zagranicznymi przedsiębiorstwami. Uczestniczył w pracach i konferencjach organizacji międzynarodowych. Podjął współpracę z koncernem Shell.

Fot. archiwum Allegro.
Przyczynił się do rozwoju marki Pollena. Wprowadził w Polsce innowacyjny program detergentowy. W 1965 roku wdrożył do produkcji proszek do prania Ixi 65.

W 1969 roku odszedł z posady państwowej. Za zaoszczędzone pieniądze kupił kilkunastohektarowe gospodarstwo rolne we wsi Ołdakowizna. Założył fermę perliczek i laboratorium biochemiczne, w którym produkował kremy na bazie tłuszczu z żółtka jaj. W latach siedemdziesiątych XX wieku sprzedał z zyskiem posiadane patenty z dziedziny chemii. Dzięki znajomościom oraz uzyskanym ze sprzedaży praw wynalazczych pieniądzom założył w 1973 roku pod Stanisławowem fabrykę produkcji koncentratów paszowych z odpadów porzeźnianych. W krótkim czasie zbudował kilka zakładów przetwórstwa mięsnego stając się jednym z najbogatszych ludzi w Polsce.

W latach osiemdziesiątych XX wieku oprócz posiadanych zakładów przetwórstwa i utylizacji był wiceprezesem polsko-japońskiej spółki Polnippon oraz właścicielem przedsiębiorstwa futrzarskiego Lavil w Stanisławowie. Prowadził w tym czasie interesy głównie z przedstawicielstwami handlowymi Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.

Od 1985 roku Mieczysław Wilczek był doradcą komisji sejmowych. W 1988 roku został wytypowany na ministra przemysłu w rządzie Mieczysława Rakowskiego.

Jako minister przemysłu stał się rzecznikiem gruntownej reformy polskiej gospodarki. Zaproponował zamknięcie wielu państwowych zakładów pracy, które uważał za nierentowne z punktu widzenia ekonomicznego. Rozpoczął w Polsce zmiany prawne mające na celu wprowadzenie gospodarki wolnorynkowej. W 1988 roku przeforsował w Sejmie liberalną ustawę o przedsiębiorczości, która spowodowała aktywizację drobnych przedsiębiorców w ostatnich miesiącach istnienia Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

W 1989 roku podczas obrad Okrągłego Stołu Mieczysław Wilczek był przedstawicielem strony rządowej w zespole ds. gospodarki i polityki społecznej. Podczas wyborów do parlamentu w 1989 roku był kandydatem na senatora z okręgu siedleckiego. Przegrał walkę o mandat z Gabrielem Janowskim.

Fot. historia.newsweek.pl
Mieczysław Wilczek był laureatem Nagrody Kisiela w 1990 roku, wielokrotnie wymienianym na liście 100 najbogatszych Polaków tygodnika Wprost. W 2008 roku został uhonorowany przez Centrum im. Adama Smitha tytułem Jego Przedsiębiorczość.

Co ciekawe, portal polityka.pl tak pisze o Wilczku: "W czasach PRL Mieczysław Wilczek był postacią paradoksalną. Prywaciarz z legitymacją PZPR w kieszeni. Według ówczesnej nomenklatury był rzemieślnikiem, a więc kimś klasowo obcym, ale tolerowanym. O wilczku wspomina także Newsweek: "W środowisku Wilczek nazywany był Krezusem albo Szejkiem. To drugie ze względu na dystrybutor paliwa ustawiony w gospodarstwie. – Każdy z gości Wilczka mógł sobie przed wyjazdem zatankować samochód do pełna i to za darmo – wspomina jego znajomy. Biznesmen przyciągał środowisko filmowe nie tylko trudno osiągalnym paliwem i suto zastawionymi stołami, ale i osobowością.

Wilczek wprowadził rewolucję w gospodarce upadającego PRL-u. Jego ustawę o wolności gospodarczej Sejm uchwalił w listopadzie 1988 r., czyli na kilka miesięcy przed Okrągłym Stołem. Był to dokument, który można było przeczytać w jeden wieczór. Esencja prostoty i liberalizmu. Ustawa, która wskrzeszała polską przedsiębiorczość, i której czytelności nie dało się już więcej odtworzyć. Ustawa umożliwiła każdemu obywatelowi PRL podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej na równych prawach, co m.in. spowodowało aktywizację drobnych przedsiębiorców, którzy utworzyli wiele nowych miejsc pracy. W połączeniu z zastąpieniem gospodarki planowej centralnie sterowanej systemem gospodarki popytowo-podażowej (tzw. rynkowej) w efekcie zaowocowała dużą dynamiką gospodarczą na samym początku lat 90.
Fot. www.biznes.pl

Całą ustawę z dnia 23 grudnia 1988 r. o działalności gospodarczej znajdziesz TUTAJ.

Fragmenty ustawy:

Art. 1 „Podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu na równych prawach, z zachowaniem warunków określonych przepisami prawa.”

Art. 4 „Podmioty gospodarcze mogą w ramach prowadzonej działalności gospodarczej dokonywać czynności i działań, które nie są przez prawo zabronione.”

Bardzo ciekawie wyglądają opinie ekonomistów o tej Ustawie Wilczka:

  • Andrzej Sadowski: Ustawa Mieczysława Wilczka jest do tej pory niedoścignionym wzorem ustawy, dającej najwięcej wolności gospodarczej polskim przedsiębiorcom. Co jest zaskakujące, jest zgodna z polskimi zobowiązaniami wobec UE.

  • Robert Gwiazdowski: Ustawa o działalności gospodarczej, zwana ustawą Wilczka, uchwalona jeszcze za komuny w grudniu 1988 r., stwierdzała, że „podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu na równych prawach”. Później było już tylko gorzej: kolejne regulacje, ograniczenia, koncesje, zezwolenia w myśl typowej raczej dla komunizmu, a nie budowanego rzekomo kapitalizmu, zasady postępowania z prywaciarzami: trzeba ich tolerować, ale należy trzymać krótko.

  • Adam Sofuł: Niewielka to była ustawa – raptem 55 artykułów, ale potwierdza tezę, że małe jest piękne. 55 artykułów dało polskiej przedsiębiorczości i polskiej gospodarce takiego kopa, że dzisiejsze wielostronicowe kolejne nowelizacje ustawy o wolności gospodarczej nie dorastają jej do pięt. Może dlatego, że wolność mają tylko w tytule, ale nie w zawartości.

  • Zdaniem Roberta Gwiazdowskiego nie podjęto kroków do [...] usprawnienia kontroli i ścigania poprzez odpowiednie organy osób zarabiających nielegalnie. Efektem tego nie było upatrywanie i walka z układami biznesowo-politycznymi, lecz zniesienie liberalnej Ustawy Wilczka poprzez kolejne ograniczenia, koncesje i zezwolenia co trwa do dnia dzisiejszego. Spowodowało to znaczne utrudnienia dla uczciwych przedsiębiorców.

Gdyby tylko udało się na nowo wprowadzić taką ustawę, w takim kształcie. Jakby wtedy wyglądała polska przedsiębiorczość? I jakby ona przetrwała w konfrontacji z prawem Unii Europejskiej? Na to pytanie odpowiedzcie sobie sami, drodzy Czytelnicy.

Już niedługo, w kolejnej części cyklu "Znane i nieznane oblicza władzy PRL", przedstawię sylwetkę wyjątkowego wojewody.


wtorek, 29 kwietnia 2014

Szczepić czy nie? Kolejne dziecko ekoterroryzmu

Tym razem nie będzie dużo zdjęć i bogato ilustrowanego wpisu. Teraz będzie więcej tekstu i więcej merytorycznej dyskusji. Sprowokował mnie do napisania kilku tych zdań artykuł z Gazety Wrocławskiej (LINK) o śmierci 2,5 letniego dziecka, które zmarło na ospę wietrzną. Sprowokował to za mało powiedziane. Jestem wściekły, już po raz kolejny, na zupełną ignorancję rodziców w kwestii szczepienia swoich dzieci.

Najpierw napiszę coś o sobie. Sam mam kilkuletnie dziecko, które szczepiliśmy z żoną na większość chorób. Nie dlatego, że ulegliśmy modzie, ani dlatego, że "zmusili nas" do tego w szpitalu czy później w przychodni. Szczepiliśmy naszego syna, bo uważamy, że tak jest dobrze. Zaliczamy się do tej trzeciej grupy rodziców, którzy do szczepień podchodzą racjonalnie. Nie daliśmy sobie wcisnąć szczepionki na grypę, meningokoki itp. Ale szereg szczepień podstawowych zrobiliśmy, po to aby uchronić nasze dziecko od powikłań związanych z przechodzeniem różnych świństw.

Przypadek jaki opisuje Gazeta Wrocławska jest przygnębiający. Czytamy: W czwartek wrocławskie pogotowie ratunkowe wezwano do chorego dziecka. Rozpoznanie: ospa wietrzna. 2,5-latek zmarł. Jak mówią lekarze, powodem nie mogła być sama "wiatrówka", ale połączenie związanych z nią powikłań i obniżonej odporności malucha. To powinno być ostrzeżenie dla rodziców, którzy sami zarażają swoje pociechy podczas tzw. "ospa party". Ospa party to kolejne oszołomskie zjawisko związane z... no właśnie z czym? Podejrzewam, że z quasi modą na lepsze, zdrowsze życie. Jak czytamy dalej w artykule (z czym się w pełni zgadzam): Gdy jedno z dzieci choruje, rodzice zdrowych organizują spotkanie, na którym bawią się razem, a tym samym zarażają od nosiciela. Dzieci najczęściej chorują na ospę wietrzną do siódmego roku życia i teoretycznie w tym czasie przechodzą ją najlżej. Zdarzają się jednak wyjątki. Mądrze wypowiada się także dr n. med. Agnieszka Mastalerz-Migas, p.o. kierownik Katedry i Zakładu Medycyny Rodzinnej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, która mówi, że nigdy nie wiemy, jak na daną chorobę zareaguje układ immunologiczny osoby zakażonej. To indywidualna sprawa, wynikająca z ogólnego stanu zdrowia i stosowanych leków.

Często fanatycy nieszczepienia dzieci na nic, powołują się na badania i pracę znanej lekarki prof. Marii Doroty Majewskiej. Dodam na marginesie, że jej opracowania są bardzo popularne na tematycznych portalach związanych ze spiskami, NWO (New World Order), New Age i innymi takimi podobnymi. Prof. Majewska pokazywana jest jako bojowniczka o prawdę i ostatnia nadzieja w walce ze spiskiem koncernów farmaceutycznych. Przyznam szczerze, że wiele tez pani profesor jest jak najbardziej trafnych i sam je popieram. Zresztą pani doktor zaprzecza jakoby jej działania prowadzić miały do likwidacji szczepień ochronnych także tych obowiązkowych. No ale siłą rzeczy stała się guru dla ekoterrorystów spod znaku nieszczepienia dzieci.

Okazuje się, że nawet Polskie Towarzystwo Wakcynologiczne napisało list otwarty do prof. Majewskiej, w którym krytykują jej wypowiedzi medialne dotyczące m.in. szczepień. Czytamy w nim: Chcemy podkreślić, że osoba zatrudniona w państwowej instytucji naukowo-badawczej i naukowiec z tytułem profesora wypowiadając się publicznie i tak jednoznacznie na tematy medyczne, musi opierać stwierdzenia na rzetelnej analizie systematycznie zebranych wszystkich danych naukowych o najwyższej z dostępnych wiarygodności (badania kliniczne z randomizacją lub badania obserwacyjne analityczne: kohortowe, kliniczno‑kontrolne, lub ich metaanalizy) i nie mylić hipotezy badawczej z dowodem naukowym. Każda hipoteza wymaga bowiem udowodnienia w badaniach, których metodyka musi być adekwatnie dobrana do rodzaju pytania klinicznego. Ignorowanie najbardziej wiarygodnych z dostępnych i aktualnych wyników badań klinicznych oraz wybiórcze przedstawianie danych należy uznać za przejaw nierzetelności naukowej. Nie można również publicznie epatować hipotetyczną szkodliwością szczepień, bez wspomnienia o realnym ryzyku poważnych konsekwencji wynikających z rezygnacji z tej najbardziej efektywnej metody profilaktyki chorób infekcyjnych.

Cały dostępny list jest do przeczytania TUTAJ.  

Zapanowała jakaś niewytłumaczalna moda, na robienie wody z mózgu. Portal wakcynologiczny jasno podaje, że podstawowymi konsekwencjami zmniejszania liczby szczepionych dzieci jest wzrost zachorowań oraz poważnych powikłań chorób, przed którymi można się uchronić stosując szczepienia. Przez taką ignorancję nigdy nie usuniemy z życia społeczeństwa pospolitych, średniowiecznych chorób. Dlaczego w XXI wieku powraca gruźlica, polio, ospa i inne świństwa? Ano właśnie dlatego. To nie  rodzice nieszczepiący swoje pociechy, ale właśnie ich DZIECI ponoszą bezpośrednie konsekwencje tych czynów. Na poparcie tych słów fragment z Dziennika Zachodniego: - Utrata zaufania do szczepień, także obowiązkowych dla dzieci, jest jak choroba zakaźna. Szerzy się głównie przez internet i z ust do ust. Musimy zacząć tę chorobę zwalczać. W przeciwnym wypadku, czeka nas powrót niektórych chorób zakaźnych - mówi dr Paweł Grzesiowski, członek PTW. Jego zdaniem, jeśli dziś jakikolwiek lekarz albo naukowiec podważa wartość szczepień, łamie podstawową zasadę etyki zawodowej, jaką jest dbałość o bezpieczeństwo pacjenta. Specjaliści ostrzegają także, że jeśli w każdym roczniku nie zaszczepi się co dziesiąte dziecko, to już po pięciu latach będzie w Polsce aż 20 tys. dzieci podatnych na zakażenie. A to wystarczy, żeby wybuchła epidemia np. odry czy krztuśca. 

Ciekawie wyglądają także komentarze pod artykułem w Gazecie Wrocławskiej, którą na początku zacytowałem. Pisownia oryginalna.


Henryk nie frustrat (gość)  •
Oczywiście pseudointelektualne, pustostany rodzicielskie, ekooszołomy i inne ameby zaraz napiszą, że szczepienia są złe, że powodują choroby i autyzm. Puknijcie się w głowę. Wytłumaczcie teraz rodzicom tego dziecka co się stało. Minusujcie sobie do woli pseudo modziarze zdrowego trybu życia. Mdli mnie jak dziecko cierpi z powodu takiego podejścia nieodpowiedzialnych rodziców. Wstyd. 

bic (gość)  •
to były czasy kiedy szczepienia były obowiązkowe i pilnowano tego. Rówieśnikom moim i mojego dziecka szczepionki nie zaszkodziły, wręcz odwrotnie. Przez durną modę wrócimy do czasów kiedy szczepionki nie były znane i ludzie umierali na choroby, na które teraz dzięki szczepionkom mało kto choruje. 

Dread_Knight (gość)  •
Miałem podobną sytuację ale mi/nam dyspozytor z pogotowia poradził żeby wsadzić dziecko do samochodu i wieźć do szpitala we własnym zakresie; tak też zrobiliśmy i nie chcę dywagować "co by było gdyby było" no a teraz czas na konkluzje. Myśle że czas zadbać o edukację operatorów nr pogotowia i uwrażliwienie ich że dziecko jest kimś baaaaaardzo kruchym i baaaaardzo ważnym.Pozdrawiam Marcin 

Joka (gość)  •
Zaczyna się straszenie ludzi przez media żeby zrobić zamieszanie, na zachodzie podaje się ile statystycznie dzieci umiera z powodu błędu lekarskiego,,, u nas takie zjawisko jest bardzo ukrywane.
Ponieważ coraz więcej ludzi jest świadomych czym są szczepionki i przestają szczepić się, to zaczęli przez media straszyć ,,, Od dawna wiadomo że strach rządzi ludźmi.
Dlaczego tak mało mówi się jak wzmocnić układ immunologiczy, jak zwiększyć odporność organizmu zwłaszcza u dzieci??? by mogły przejść łagodniej różne choroby.

Bobobororo (gość)  •
Trucizny,firm farmac...sa tym powodem,a nie ludzkie powiklania.Virusy,sa swiadomie wam wstrzykiwane dla kasy i....,a nie dla przezycia ludzkiej generacji w Polsce,capito ? 

Dyskusja o szczepieniach trwa w najlepsze. Jedynym chyba rozwiązaniem jest uspokojenie emocji. Nie przekonują mnie tezy i badania lekarzy amerykańskich, którzy mówią nie szczepić. Nie przekonują mnie także programy propagandowe aby szczepić dziecko na wszystko. Nie dajmy się zwariować i nie popadajmy w skrajności.

Moim marzeniem jest, aby zorganizować specjalny panel dyskusyjny, zaprosić specjalistów i porozmawiać merytorycznie o szczepionkach. I nie słuchać ekoterrorystów.


środa, 2 kwietnia 2014

FSO Polonez: ocalmy od zapomnienia piękną historię polskiej motoryzacji

Uratujmy polską motoryzację od zapomnienia. Takie hasło powinno wisieć w każdym polskim domu. No dobra, trochę przesadzam. Ale przyznacie mi rację, że warto choć trochę uratować to, co za kilka lat zniknie zupełnie z naszych dróg. Polska motoryzacja, jako myśl i wizja inżynierów i konstruktorów, już nie istnieje. Ale są obecne jeszcze pojazdy, które tamtą wizję odzwierciedlały. Mam na myśli polonezy, czyli poldki, poldice, poldery, borewicze, czołgi. 

Niektóre nazwy nie brały się znikąd. Oto przykład:



Poldki były bardzo bezpieczne, a strefy zgniotu gwarantowały przeżycia w wielu wypadkach. Gdyby można przyznawać 6 gwiazdek w testach bezpieczeństwa, polonez miałby ich 7. Dowód?



Będzie teraz trochę historii. FSO Polonez - samochód osobowy produkowany przez Fabrykę Samochodów Osobowych w Warszawie od 3 maja 1978 roku do 22 kwietnia 2002 roku. Powstał jako następca Polskiego Fiata 125p, który był jednak produkowany równolegle aż do 1991 roku. Przez cały okres produkcji samochód przeszedł kilka większych modernizacji, wprowadzano także kolejne odmiany.

Samochód odziedziczył po poprzedniku większość rozwiązań technicznych, w tym: układ przeniesienia napędu, zmodyfikowane silniki, układ hamulcowy oraz zawieszenie. Nowością było 5-drzwiowe nadwozie typu hatchback. W 1988 roku wprowadzono wersję użytkową Poloneza nazwaną Truck. W 1991 roku przeprowadzono gruntowną modernizację wprowadzając wersję Caro z nowym nadwoziem.

 Od 1996 roku dostępna była wersja sedan - Atu, rok później przeprowadzono ostatnią poważniejsza modyfikację Poloneza wprowadzając modele Caro i Atu Plus. Od 1999 roku dostępna była także wersja Kombi. Produkcję zawieszono 22 kwietnia 2002 roku, łącznie z zestawami montażowymi wyprodukowano 1 061 807 egzemplarzy modelu w różnych wersjach (bez dostawczych Trucków i vanów Cargo). Nie przygotowano następcy.

Egzemplarze z pierwszych lat produkcji zyskują na wartości, najwyższą cenę osiągają egzemplarze 3-drzwiowe oraz Coupé.

JEŻELI CHCESZ URATOWAĆ POLSKĄ MOTORYZACJĘ, MOŻESZ WSPOMÓC INICJATYWĘ OCALENIA OD ZAPOMNIENIA JEDNEGO EGZEMPLARZA POLONEZA. ZBIERAMY FUNDUSZE NA ODKUPIENIE I REMONT PIĘKNEGO POLDKA CARO.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Ponad połowa Polaków nie wie jak wybrać OFE albo ZUS

Od dziś możemy decydować, czy część naszych składek trafiać będzie wciąż do OFE, czy całość do ZUS. To jeden z najważniejszych elementów wdrażanej od początku roku ustawy o zmianach w OFE. Przed wyborem stanęło ponad 16 milionów Polaków. Tymczasem z badania przeprowadzonego przez instytut Badania Rynku i Opinii Mands na zlecenie Money.pl wynika, że blisko 67 procent przyszłych emerytów nie ma pojęcia o tym, co trzeba zrobić, albo ma złe informacje na ten temat. Badanie zostało przeprowadzone na reprezentatywnej próbie Polaków. 


Zakład Ubezpieczeń Społecznych zaczął przyjmować oświadczenia od ubezpieczonych dotyczące pozostania w Otwartych Funduszach Emerytalnych. Oświadczenia można składać do końca lipca. Bez względu na decyzję, do ZUS będzie szła dotychczasowa suma 12,22 procent wynagrodzenia brutto. Wybór dotyczy reszty składki czyli 7,3 procent pensji, która jest obecnie dzielona na 4,38 procent na dodatkowe konto w ZUS i 2,92 procent dla OFE. Inaczej mówiąc, jeżeli weźmiemy pod uwagę składkę emerytalną jako całość, możemy zdecydować: albo jej 100 procent ma być przekazywana do ZUS albo 85 procent do ZUS i 15 procent do OFE. Jeżeli ktoś chce zostać w OFE, powinien pobrać specjalny formularz, wypełnić go i dostarczyć do ZUS. Oświadczenia będą też dostępne w oddziałach Zakładu. Co bardzo ważne, brak decyzji będzie oznaczał, że klient automatycznie zostanie przeniesiony do ZUS. Ewentualny czas na zmianę decyzji nadejdzie dopiero w 2016 roku, gdy po raz kolejny otworzy się okienko transferowe. Potem - co cztery lata. 66,8 procent osób biorących udział w badaniu dla Money.pl nie jest w ogóle zorientowana, albo posiada błędne informacje w sprawie wyboru pomiędzy ZUS i OFE oraz związanych z tym formalności. Wśród osób, których dotyczy konieczność podjęcia decyzji pomiędzy ZUS, a OFE, aż 58,7 proc. przyznaje, że nie wie, jakie kroki należy podjąć by pozostać w OFE.


Szykując zmiany w OFE, Ministerstwo Finansów założyło, że aż połowa osób pozostanie w OFE. Tymczasem, jeżeli uczestnicy badania deklarują jakąkolwiek opcję, częściej jest to ZUS (37,2 proc.) niż OFE (22,5 proc.). Wśród respondentów, których bezpośrednio obejmuje obowiązek wyboru pomiędzy ZUS, a OFE, największy odsetek nie wie, jaką decyzje podejmie (40,3 proc.).


Biorąc pod uwagę wiek badanych osób, możemy zauważyć, że respondenci pomiędzy 18, a 49 rokiem życia są najczęściej niezdecydowani odnośnie wyboru ZUS czy OFE (od 39,3 proc. dla 18-29 lat do 55,2 proc. dla 40-49 lat). Z kolei starsi uczestnicy badania zdecydowanie częściej wybierają ZUS ponad OFE (kolejno 48,9 proc. dla grupy 50-59 lat oraz 76,4 proc. dla osób powyżej 60 roku życia). Deklaracja pozostania w OFE jest największa pomiędzy 18 a 39 rokiem życia (odpowiednio 32,6 proc. dla grupy 18-29 lat oraz 34,9 proc. dla osób 30-39 lat).

Instytut Badania Rynku i Opinii - Mands. Metoda badawcza: Badanie (metoda CATI - zestandaryzowane wywiady telefoniczne) przeprowadzono na terenie całego kraju, w dniach od 18-26 marca 2014 roku. Ankieterzy Instytutu Mands przepytali 1003 osoby. Aby uzyskać reprezentatywność próby, w badaniu dokonano ważenia postratyfikacyjnego z uwzględnieniem rozkładu płci i wieku w 5 kohortach. Dodatkowo próba reprezentatywna ze względu na rozkład terytorialny (16 województw oraz 5 klas wielkości miejscowości). 

źródło: money.pl

niedziela, 30 marca 2014

Krzyki, czyli nie do końca zrozumiana dzielnica

Dlaczego piszę, że Krzyki to nie do końca zrozumiana dzielnica? To bardzo proste. Wystarczy przeglądnąć ogłoszenia o sprzedaży mieszkań. Ulica Gliniana, Borowska, Świeradowska, Mościckiego - według agentów nieruchomości i deweloperów też należą do Krzyków. Jest to pewna zaszłość a niezrozumienie bierze się po prostu z braku wiedzy. 

Fakt, dzielnica Krzyki istniała od 12 lutego 1952, aż do 8 marca 1990 roku. Później jej obowiązki przejął w szerokim zakresie Urząd Miejski nowo powstałej Gminy Wrocław. Wikipedia podaje, że nazwa Krzyki przywoływana jest dla celów statystycznych, a także funkcjonuje w organach administracji rządowej i specjalnej np. ZOZ, urząd skarbowy, prokuratura, policja, itp. Obszar byłej dzielnicy Krzyki liczy 54,3 km², zamieszkuje ją 165 610 osób (GUS, 31.12.2008). Tę samą nazwę nosi jedno z osiedli w dzielnicy, osiedle Krzyki, które graniczy na zachodzie i południu z Oporowem, Kleciną i Partynicami, a na północy i wschodzie z Grabiszynkiem i Borkiem.

 Uważam, że tylko to wspomniane osiedle ma prawo nosić nazwę Krzyki. Dlaczego? Ponieważ jest to historyczna nazwa wsi, włączonej w granice Wrocławia w 1928 roku. I tego się trzymajmy. Krzyki (dawniej "kłótnicy") to miejsce wyjątkowe, z bogatą historią i niestety z wieloma już nie istniejącymi budynkami. Kiedyś spokojny zakątek Wrocławia (wcześniej Breslau), przedwojenna dzielnica dla funkcjonariuszy policji państwowej (jeszcze przed dojściem NSDAP do władzy). Dziś staje się wielką spiżarnią miasta (to od przyjezdnych słoików), gdzie każdy metr jest zabudowywany, a samochodów jest więcej niż w jakiejkolwiek dolnośląskiej miejscowości.

Chciałbym Was drodzy czytelnicy zainteresować pewnym projektem historycznym, który ma na celu chociaż w niewielkim stopniu zachować bogatą przeszłość Krzyków (Krietern). Powstała strona internetowa www.krzyki.wroclaw.pl. Znajdziecie tam wiele ciekawostek i informacji oraz zdjęć. Serwis jest cały czas rozbudowywany, musicie uzbroić się w cierpliwość. Strona funkcjonuje dopiero od piątku. Jeżeli ktoś z Was ma jakieś informacje, skany, zdjęcia, chciałby coś napisać od siebie, skorzystajcie z tamtejszego formularza kontaktowego.

czwartek, 6 marca 2014

6 marca: Święto poznańskich tramajów

Siemens Combino, linia nr 14 na trasie PST.
 Fot. Wikimedia Commons/Radomil
Kartka z tramwajowego kalendarza. Dziś mija kolejna rocznica , kiedy na ulice Poznania wyjechał pierwszy tramwaj elektryczny. W Pyrlandii na tramwaje mówi się bimby, l.poj. – bimba. Ot taka ciekawostka. Komunikacja tramwajowa w tym mieście należy do Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego sp. z o.o. działającego na zlecenie Zarząd Transportu Miejskiego w Poznaniu.

Obecnie system składa się z 20 linii dziennych i jednej nocnej oraz jednej linii turystycznej obsługiwanej przez historyczny tabor kursujący w weekendy od maja do października. Tramwaje poruszają się po torach o rozstawie 1435 mm i łącznej długości torowiska 157,695 km (tor pojedynczy z torami zajezdniowymi i na pętlach).

Co ciekawe w Poznaniu istniało kilka skrzyżowań torów tramwajowych i kolejowych. Obecnie zachowało się jedno.

Miejsce Stan Położenie geograficzne
Trasa Kórnicka Zlikwidowane w pierwszej połowie lat 90. XX wieku 52°23′33″N 16°58′14″E
ul. Warszawska Zlikwidowane 52°24′32″N 16°57′47″E
ul. Starołęcka Zlikwidowane 52°22′25″N 16°56′14″E
ul. Głogowska Zlikwidowane 28 lipca 2012, w trakcie budowy przedłużenia trasy PST 52°24′03″N 16°54′26″E
Zajezdnia przy ul. Fortecznej Istnieje, obecnie nie jest użytkowane 52°22′02″N 16°56′01″E

Poznańskie tramwaje mają długą tradycję funkcjonowania. Niestety nie rozmawiałem nigdy z żadnym poznaniakiem, aby opowiedział mi jak ta komunikacja funkcjonuje na co dzień. Z okazji dzisiejszego święta przygotowałem zestawienie wrocławskich i poznańskich tramwajów:



piątek, 28 lutego 2014

Rośnie zainteresowanie inwestorów projektem Wrocław Świebodzki

Wysiedlenie handlarzy z Dworca Świebodzkiego jest coraz bardziej prawdopodobne. Obiecałem Wam, że będę śledził wszystko to, co będzie dotyczyło właśnie tego obiektu. Tyle razy już mówiono o przeprowadzce wrocławskiego "Stadionu X-lecia" gdzieś poza centrum. Ale mało mówiło się o zainteresowaniu Dworcem Świebodzkim zewnętrznych inwestorów. Pamiętam, że jeszcze do niedawna budynkiem i infrastrukturą "podniecali się" Hiszpanie.

Dokładnie rok temu Gazeta Wrocławska pisała, że "hiszpańska firma Sener właśnie zakończyła konsultacje społeczne we Wrocławiu i proponuje, by pociągi wróciły na Dworzec Świebodzki i woziły pasażerów np. w kierunku Zielonej Góry i Poznania. Nowy przystanek kolejowy mógłby postać także przy al. Karkonoskiej."

Dziś (28 lutego) dotarła do mnie dosyć pozytywna informacja prasowa od rzecznika prasowego PKP S.A. we Wrocławiu Bartłomieja Sarny. Pozwoliłem sobie na wklejenie całości:

Polskie Koleje Państwowe S.A. wydłużyły termin wydawania memorandum informacyjnego dotyczącego projektu deweloperskiego Wrocław Świebodzki.  Wszyscy zainteresowani inwestorzy mogą się po nie zgłaszać do 15 kwietnia.

Wydłużenie terminu pobierania memorandum informacyjnego jest spowodowane rosnącym zainteresowaniem potencjalnych inwestorów, a także chęcią zaprezentowania projektu na międzynarodowych targach nieruchomości w Cannes, które odbędą się w pierwszej połowie marca.

Wszyscy zainteresowani nowym zagospodarowaniem dworca Wrocław Świebodzki i znajdujących się w jego sąsiedztwie 28 hektarów gruntów od stycznia mogą zgłaszać się po memorandum informacyjne, na podstawie którego będą składać ofertę współpracy. Polskie Koleje Państwowe S.A. szacują, że wartość prowadzonej z partnerem inwestycji może sięgnąć aż 2 miliardów złotych.

Teren objęty projektem jest niezwykle atrakcyjny z uwagi na lokalizację. Mieści się on w odległości niespełna kilometra od wrocławskiego Rynku. Nieruchomość jest także częściowo zabudowana pochodzącym z 1843 roku dworcem Wrocław Świebodzki, który stanowi jeden z ciekawszych obiektów architektonicznych. Po rewitalizacji obiekt  mógłby stać się miejscem niezwykle prestiżowym i stanowić alternatywę dla nowoczesnych budynków komercyjnych.


Mapa kolejowa Wrocławia (Breslau) z 1895 roku.
Na atrakcyjność terenu i jego potencjał komercyjny wpływa także możliwość przywrócenia ruchu kolejowego na dworzec Wrocław Świebodzki oraz budowa węzła przesiadkowego. W tej kwestii PKP S.A. współpracuje z Urzędem Marszałkowskim  oraz  Urzędem Miasta.

Przed potencjalnymi inwestorami stoi możliwość stworzenia spójnej koncepcji, która uwzględni potencjał historycznej zabudowy oraz terenów o dużych możliwościach aranżacyjnych.  W ostatnich latach Polskie Koleje Państwowe S.A. zrealizowały dwa duże projekty deweloperskie. Dzięki współpracy z zewnętrznymi inwestorami w Katowicach i Poznaniu powstały nowe dworce i węzły komunikacyjne połączone z galeriami handlowymi. PKP S.A. uruchamia kolejne projekty w tej formule. We współpracy z deweloperami spółka zamierza zagospodarować tereny Międzytorza w Gdyni, okolic ulicy Bosackiej w Krakowie, a w stolicy stacji Warszawa Gdańska i Warszawa Główna. Prywatny inwestor wybuduje także nowy dworzec Warszawa Zachodnia. 


To tyle informacji prasowej. Mam świadomość, że ten wpis to kolejny odcinek długiej telenoweli pt. Dworzec Świebodzki". Mam nadzieję, że uruchomienie komunikacji kolejowej w tym miejscu Wrocławia odbędzie się jeszcze za mojego życia :)

Archiwum bloga

Powered By Blogger